wtorek, 14 lutego 2017

Koniec i początek



Święta, święta i po świętach – świąteczna gonitwa za nami, ale jeszcze kilka wolnych dni zostało. Dzieci już doszły do siebie po fali chorób, a więc my mogliśmy odetchnąć. A gdzie się najlepiej oddycha pełną piersią? W TERENIE oczywiście. Dwa ostatnie dni starego roku 2016 i pierwszy dzień nowego roku 2017 obfitowały w ciekawe ornitologiczne obserwacje – aż się serce cieszy!

30.12.2016 Dzień pierwszy

W piątek nasza trasa prowadziła w kierunku Zbiornika Otmuchowskiego, choć zdania były podzielone. Chcieliśmy spenetrować nasze małe, choć jak zawsze zaskakujące województwo opolskie. Były też głosy, żeby udać się na PG, ale w końcu Otmuchów wygrał. Z perspektywy czasu wiem, że wybór był trafiony, chociaż w drodze powrotnej dowiedzieliśmy się, że Maciek Nagler miał poświerkę na Płaskowyżu. Tak czy inaczej, zapisywałam wszystkie gatunki, jakie mijaliśmy po drodze – łącznie prawie dobiliśmy do 50.
Pierwszy przystanek zrobiliśmy w Malerzowicach i tak z ciekawszych ogorzałka, 80 łabędzi niemych, krakwy i świstun. Mój zmysł obserwatora i zdwojona czujność po wielu tygodniach bez wyjazdów na ptaki zaowocował przepiękną obserwacją stada siewek, które okazały się być siewkami złotymi w liczbie 56, w miejscowości Rusocin.
Najwięcej dał nam jednak stary, dobry Otmuchów. Mieliśmy tam piękne blaszkodziobe: szlachara, bielaczka, a także nura czarnoszyjego i leukopkę, był też „stacjonarny” w tamtych rejonach czarnowron. Ale ciśnienie podniosły nam kormorany, które skrupulatnie liczyliśmy. W pewnym momencie nad tamą przelatywała mała grupka tych rybożerców, w tym jeden jakoś wyraźnie mniejszy! Pigmej! Dał się nam nawet trochę pooglądać bo wracał ze swoimi kuzynami kilkukrotnie, a nawet przeleciał w niewielkiej odległości nad nami i Zawa zrobił mu super zdjęcie.

Siewki lecą!
Złote!
I jeszcze raz siewki zlote.
   
Zmrożony Otmuchów o zachodzie słońca. 

Warta bielików.  
Młody bielik.


31.12.2016 Dzień drugi
Sylwester. Nasz kolega Michał spędzał go ze znajomymi w Brzegu, a my planowaliśmy urządzić krótkie przyjęcie dla najbliższych. Mieliśmy jednak jeszcze trochę czasu, żeby ruszyć na ptaki. Wczoraj wybraliśmy Otmuchów, ale Płaskowyż okazał się być numerem jeden w naszym regionie w ostatnich dniach. Pojechaliśmy więc z Tomkiem zobaczyć królową Calcarius: poświerkę – małego ziarnojada, którego widzieliśmy tylko jeden raz w życiu. Po drodze dopisaliśmy do KAŚ 100 potrzeszczy i ruszyliśmy na PiDżi. Maciek Nagler trzymał rękę na pulsie i donosił uprzejmie, że poświerka siedzi. Tam było już sporo ludzi, w tym goście z Czech. Miło było pogadać i poobserwować. Poświerka nie była bardzo płochliwa, ale obserwowaliśmy ją z pewnej odległości, żeby spokojnie mogła żerować. Piękna, kolorowa ptaszyna na tle zamarzniętej ziemi i resztek tegorocznej trawy. A w oddali – gęsi i to nie byle jakie! Kolejną atrakcją była rufikolka – to już nasza druga rzadka gąska dzień po dniu. 
Tak się zakończył ten rok – najlepiej jak mógł – ptasio. A wieczorem rodzinnie spędzony Sylwester.

Frozen Chronsty.

A droga wiedzie w przód i w przód...

Królowa poświerka :-)



01.01.2017 Dzień trzeci

Nie ma jak zacząć Nowy Rok od solidnej dawki ptasiego pierza, w formie lotnej, ma się rozumieć.  A ponieważ wczoraj nie widzieliśmy się z Zawą i strasznie się za nim stęskniliśmy, razem pojechaliśmy przeczesać okolicę. Jak się później okazało, było co czesać i szyki popsuł nam jedynie fakt, że dzień jeszcze krótki, a my chcieliśmy jeszcze.
Zaczęliśmy od kamionki „Nutricii”, a tam 2 ogorzałki, gągoły, sporo czernic i mewy srebrzyste na KAŚ, a także grupka morsów, zażywających orzeźwiających kąpieli w przeręblach. Brrr...  Potem w Przyworach zanotowaliśmy ładną, okrągłą liczbę kokoszek -10 osobników i jednego „świstka” na wagę złota.
Najlepsze jednak czekało na nas w Kosorowicach. Z ciekawszych do zapisania: 51 czernic, 37 szpaków, samotnik i pokrzywnica – to już nasza noworoczna tradycja w tych stronach. Oczywiście to nie wszystko, najlepsze zostawiłam na deser. Wypłoszyliśmy z Zawą niechcący 14 kuropatw, a w małej rzeczce wzdłuż drogi siedział samotnik. Wtedy przeleciał nam też mały ptaszek „pliszkowatym” lotem – to była pliszka i  to górska. Dzisiaj przyszło i mi się wykazać. Najpierw spłoszyłam kszyka, a potem jeszcze robiąc zdjęcia zimorodkowi, zauważyłam siwerniaka!!! Chłopcy byli ze mnie bardzo dumni. Na koniec jeszcze udało nam się poobserwować krzyżodzioby świerkowe. Do domu przyniosłam kilka gałązek zasuszonej mięty. Co za zapach! Co za dzień! Co za trzy dni!!! Oby takich więcej w roku.   


 Nawet w takim gąszczu nie trudno go zauważyć - ten kolor hipnotyzuje!

 Kontemplacje zimka...

Przyczajony.... siwerniak.
 

 
 Pan krzyżodziób.

Pani krzyżodziób.

  
Pan gil.

Grubek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz