sobota, 15 listopada 2014

Najszybszy „twitch” życia, czyli „ptaszing” z Synkiem (6.11.2014)



           Pisałam o tym wielokrotnie, ale powtórzę to jeszcze przynajmniej jeden raz. Najlepiej jest dzielić się swoją pasją z najbliższymi. Wtedy ogarnia mnie bezgraniczna radość. W późny, chłodny poranek, wyruszyliśmy w pięknym składzie: ja, Tomek, Zawa i Michał, (nie żebym dwa razy wspominała o Michale Zawadzkim), nasz młodszy Synek. Gabryś był w tym czasie w przedszkolu, a ja oszczędzałam jeszcze, zwichniętą niedawno nogę. Nie mogłam się jednak oprzeć temu, że sterniczka, której jeszcze w Polsce nie widziałam, nadal pływa po Dzierżnie jak gdyby nigdy nic. Chłopcy oczywiście już sterniczkę widzieli, dla mnie był to pierwszy raz, a dotarliśmy na miejsce wyjątkowo szybko. Z pewnością byliśmy na tym zbiorniku już kiedyś, nie mogliśmy sobie jednak przypomnieć, w jakich to było okolicznościach przyrody. Ze zdziwieniem komentowaliśmy, że tak niewiele kilometrów i dobra droga w postaci autostrady, dzieli nas od tak ciekawego ornitologicznie miejsca.
                Ptak nie kazał sobie długo na siebie czekać. Zauważyłam go jeszcze z drogi prowadzącej do zbiornika przez lornetkę. Tomek z Zawą rozstawili lunety i spojrzałam na nią jeszcze przez chwilę i to właściwie koniec opowieści. Nie dlatego, że mi się znudziła, czy, jak niektórzy, przyjechałam tylko przyłożyć oko do lunety, po prostu w tej euforii dały o sobie przypomnieć inne priorytety: Michałek chciał się najzwyczajniej w świecie pobawić z mamą.
                Najpierw poszliśmy zobaczyć łabędzie z bliska, a także porównać ich ślady z naszymi. Nie obyło się też bez wrzucania kamyczków i patyków do wody, pisania po piasku i innych „okołowodnych” zabaw, które zawsze z Synkami uskuteczniamy na naszych ptasich wyprawach. Michał bawił się świetnie, zwłaszcza, kiedy znalazł plastikowe grabki i mógł rozgrzebywać piasek. Chętnie wchodził też do piaskowych dołków, a ja nie mogłam się oprzeć i wciąż robiłam mu zdjęcia. Oczywiście nie obyło się bez „selfie” z mamusią. Oprócz sterniczki, na zbiorniki widzieliśmy też szlachary i zauszniki – krótką dokumentację, mój debiut w sztuce "digiscopingu", załączam poniżej.


 A to są łabędzie - Michał już o tym dawno wie. Fot. Agnieszka Tańczuk.


 Mamusiu, a czemu one odpływają? Fot. Agnieszka Tańczuk.

Wielkie stopy. Fot. Agnieszka Tańczuk.

 Michał-obserwator dzikiej przyrody. Fot. Agnieszka Tańczuk.

 Gwiazda dzisiejszego dnia - sterniczka we własnej osobie. Fot. Tomasz Tańczuk.

 Tu byłam. Fot. Agnieszka Tańczuk.

 Smile! "Selfie" z Mamusią. Fot. Agnieszka Tańczuk.

 Ale dziura! Fot. Agnieszka Tańczuk.


 Obserwujemy ptaszki z Tatusiem. Fot. Agnieszka Tańczuk.

 Gdzie by się tu schować? Fot. Agnieszka Tańczuk.

 Mój Słodziak. Fot. Agnieszka Tańczuk.

 Szlachary na pierwszym i gęgawy na drugim planie.  Zauszniki - próba 1. Fot. Agnieszka Tańczuk.

 Zauszniki - próba 1. Fot. Agnieszka Tańczuk.

  Zauszniki - próba 2. Fot. Agnieszka Tańczuk.

Chłopaki w terenie: Tomek, Michał "na barana" i Zawa. Fot. Agnieszka Tańczuk.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz