Wakacje dobiegły końca. Pierwszy dzień
roku szkolnego. Chandra, stres, czyli pourlopowy standard. Jednak pogoda wciąż
piękna. Gdy piszę ten tekst 5 listopada, za oknami raczej wciąż wiosna niż
późna jesień. Ten rok jest wyjątkowy. Pojedyncze wypady to może zbyt mało na
spójny i ciekawy tekst, dlatego czekałam i zbierałam informacje z kolejnych
obserwacji. Wróćmy jednak do 1 września. Razem z Tomkiem i Zawą jeździliśmy po
Płaskowyżu Głubczyckim, szukając przede wszystkim kurhanników i błotniaków
stepowych. Pogoda klarowna, wymarzona do obserwacji drapoli, błotniaki
dopisały, ale niestety tylko łąkowe i stawowe, trochę myszołowów i wypatrzony
przeze mnie, kobuz. Ten dzień przypomniał nam o tym pięknym miejscu na
Opolszczyźnie, wzbudził w nas na nowo chęć jego eksploracji, przecież już tyle
nam ono dostarczyło wrażeń: kulona, czajkę towarzyską, mojego drugiego w życiu
kurhannika i kobczyki. To właśnie o nich będzie więcej, dużo więcej… o
kobczykach.
Sierpień
i wrzesień 2014 roku z pewnością zostanie
zapamiętany przez prasiarzy. Najpierw informacje o mornelach pojawiały się dosłownie
wszędzie, z każdego miejsca w Polsce, nawet na Opolszczyźnie obserwowaliśmy z
Tomkiem i Maćkiem Buchalikiem stadko 9 ptaków 31 sierpnia, a przecież nie było ono
największym zaobserwowanym zgrupowaniem tych ptaków w naszym regionie. Rekord
należy do Józefa Banasia – aż 27 osobników! Pod koniec września z kolei wrzało
nad Bałykiem, kiedy to masowo migrowały trzy gatunki wydrzyków. Wydrzyki
pojawiły się również na Opolszczyźnie, oczywiście na Płaskowyżu – wydrzyk
długosterny został z nami trochę, nawet trochę
dłużej niż trochę, gdyż miałam możliwość wyruszenia w jego kierunku dwukrotnie.
Za pierwszym razem przegrałam z zachodzącym słońcem, ale w końcu udało się; 5
września czekał na mnie na zupełnie niepozornym polu za jedną z podopolskich
wsi. Tymczasem, nad polskim wybrzeżem, kiedy pojawił się piąty dla Polski
burzyk szary, szczęśliwi obserwatorzy widzieli ponad 60 wydrzyków
tęposternych,. Burzyk szary Michała Skakuja, Andrzeja Kośmickiego i innych
szczęśliwców to był tylko przedśpiew, a może cisza przed burzą i to taką z
północy! 29 września, dwa dni po obserwacji burzyka szarego, Sławek Rubacha, Michała Skóra i Darek Szlama zaobserwowali
drugiego dla Polski burzyka północnego. Jednak morskie raryty to historia
przeskakująca moją dzisiejszą relację o kilkanaście dni do przodu. Wróćmy zatem
do bohaterów niniejszego tekstu, do sokołów.
Chyba nie było w Polsce
osoby związanej z ptasią pasją, która by
nie wiedziała o tym, co działo się na Lubelszczyźnie w połowie września.
Kobczyki można było liczyć setkami… i to dosłownie. Chłopcy naliczyli nawet 300
ptaków. Nie mieściło nam się to w głowach. Postanowiliśmy pójść za ciosem i
sprawdzić miejsca występowania kobczyków w naszym rejonie, tam, gdzie
obserwowaliśmy je w poprzednich latach.
Wtedy jednak cieszyliśmy się zaledwie kilkoma osobnikami, ale, jak wiadomo,
apetyt rośnie w miarę jedzenia. Jeździliśmy więc po Płaskowyżu Głubczyckim
wielokrotnie przez cały wrzesień – można by rzec po szkolnemu, że wzięliśmy się
ostro do pracy i pilnie, to znaczy regularnie, odwiedzaliśmy na nowo odkryte
skarby Opolszczyzny. Zaczęło się od pięknej liczby 57 osobników, ale to nie
było nasze ostatnie słowo. Lubelszczyzna nadal rządziła, pojawiły się
doniesienia o 330 ptakach (7.09), a pod Zamościem Przemysław
Stachyra i Michał Gałan - na noclegowisku znalezionym tam przez Andrzeja Sawicę
stwierdzili łącznie 515 ptaków!
Jeździliśmy szukając szczęścia na PG
wielokrotnie. Najpiękniejszy dzień miał nadejść 14 września. Zaczęliśmy od
objazdówki po polach aż zauważyliśmy siedzące ptaki. Podeszliśmy bliżej, by je
policzyć i stanęliśmy na małej dróżce między polami, skąd mieliśmy dobry widok
na całą okolicę. Ptaki wydawały się mało płochliwe, więc Tomek chciał spróbować
sfotografować jednego samca. Kiedy podchodził, dostał w nagrodę za wytrwałość
inną niespodziankę. Sowa błotna zerwała mu się niemal spod stóp! Serce nam
mocniej zabiło – co za spotkanie! Tymczasem kobczyki zaczęły zlatywać się z
każdej strony, siadały na drutach wysokiego napięcia, latały nam nad głowami aż
w końcu, tuż przed zmierzchem, lądowały w przydrożnych drzewach-topolach. Liczyliśmy
je, a one wciąż przylatywały, szukając miejsca na nocleg. Liczba ptaków rosła z
każdą minutą, zaczęło się od kilku dziesiątek, a przed 17.30 mieliśmy już
setkę. Rekord dla Śląska – na tym się skończyło – 171 kobczyków!!! To był szok,
jeszcze długo nie mogliśmy uwierzyć w to, że uczestniczymy w historycznej
chwili. Byliśmy w tym miejscu jeszcze kilkukrotnie, ale tego dnia, 14 września
właśnie, trafiliśmy na szczyt koncentracji tego gatunku na tym terenie,
następne dni pokazały nam, że ptaki ruszają coraz bardziej na zachód i wycofują
się z naszego regionu. Nieprawdopodobne liczenie, niewiarygodna liczba, i jak
zawsze nieziemska, bo przecież ptasia, opolska zgrana ekipa!
I jeszcze taka niespodzianka! Fot. Tomasz Tańczuk.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz