sobota, 15 listopada 2014

DrapOGOlicz, czyli Opolska Grupa Ornitologiczna obserwuje ptaki drapieżne na swoim terenie (wrzesień 2014)



         Wakacje dobiegły końca. Pierwszy dzień roku szkolnego. Chandra, stres, czyli pourlopowy standard. Jednak pogoda wciąż piękna. Gdy piszę ten tekst 5 listopada, za oknami raczej wciąż wiosna niż późna jesień. Ten rok jest wyjątkowy. Pojedyncze wypady to może zbyt mało na spójny i ciekawy tekst, dlatego czekałam i zbierałam informacje z kolejnych obserwacji. Wróćmy jednak do 1 września. Razem z Tomkiem i Zawą jeździliśmy po Płaskowyżu Głubczyckim, szukając przede wszystkim kurhanników i błotniaków stepowych. Pogoda klarowna, wymarzona do obserwacji drapoli, błotniaki dopisały, ale niestety tylko łąkowe i stawowe, trochę myszołowów i wypatrzony przeze mnie, kobuz. Ten dzień przypomniał nam o tym pięknym miejscu na Opolszczyźnie, wzbudził w nas na nowo chęć jego eksploracji, przecież już tyle nam ono dostarczyło wrażeń: kulona, czajkę towarzyską, mojego drugiego w życiu kurhannika i kobczyki. To właśnie o nich będzie więcej, dużo więcej… o kobczykach.
            Sierpień i wrzesień 2014 roku z pewnością zostanie zapamiętany przez prasiarzy. Najpierw informacje o mornelach pojawiały się dosłownie wszędzie, z każdego miejsca w Polsce, nawet na Opolszczyźnie obserwowaliśmy z Tomkiem i Maćkiem Buchalikiem stadko 9 ptaków 31 sierpnia, a przecież nie było ono największym zaobserwowanym zgrupowaniem tych ptaków w naszym regionie. Rekord należy do Józefa Banasia – aż 27 osobników! Pod koniec września z kolei wrzało nad Bałykiem, kiedy to masowo migrowały trzy gatunki wydrzyków. Wydrzyki pojawiły się również na Opolszczyźnie, oczywiście na Płaskowyżu – wydrzyk długosterny został z nami trochę,  nawet trochę dłużej niż trochę, gdyż miałam możliwość wyruszenia w jego kierunku dwukrotnie. Za pierwszym razem przegrałam z zachodzącym słońcem, ale w końcu udało się; 5 września czekał na mnie na zupełnie niepozornym polu za jedną z podopolskich wsi. Tymczasem, nad polskim wybrzeżem, kiedy pojawił się piąty dla Polski burzyk szary, szczęśliwi obserwatorzy widzieli ponad 60 wydrzyków tęposternych,. Burzyk szary Michała Skakuja, Andrzeja Kośmickiego i innych szczęśliwców to był tylko przedśpiew, a może cisza przed burzą i to taką z północy! 29 września, dwa dni po obserwacji burzyka szarego, Sławek Rubacha, Michała Skóra i Darek Szlama zaobserwowali drugiego dla Polski burzyka północnego. Jednak morskie raryty to historia przeskakująca moją dzisiejszą relację o kilkanaście dni do przodu. Wróćmy zatem do bohaterów niniejszego tekstu, do sokołów.
Chyba nie było w Polsce osoby związanej z ptasią pasją,  która by nie wiedziała o tym, co działo się na Lubelszczyźnie w połowie września. Kobczyki można było liczyć setkami… i to dosłownie. Chłopcy naliczyli nawet 300 ptaków. Nie mieściło nam się to w głowach. Postanowiliśmy pójść za ciosem i sprawdzić miejsca występowania kobczyków w naszym rejonie, tam, gdzie obserwowaliśmy je w poprzednich  latach. Wtedy jednak cieszyliśmy się zaledwie kilkoma osobnikami, ale, jak wiadomo, apetyt rośnie w miarę jedzenia. Jeździliśmy więc po Płaskowyżu Głubczyckim wielokrotnie przez cały wrzesień – można by rzec po szkolnemu, że wzięliśmy się ostro do pracy i pilnie, to znaczy regularnie, odwiedzaliśmy na nowo odkryte skarby Opolszczyzny. Zaczęło się od pięknej liczby 57 osobników, ale to nie było nasze ostatnie słowo. Lubelszczyzna nadal rządziła, pojawiły się doniesienia o 330 ptakach (7.09), a pod Zamościem Przemysław Stachyra i Michał Gałan - na noclegowisku znalezionym tam przez Andrzeja Sawicę stwierdzili łącznie 515 ptaków!
            Jeździliśmy szukając szczęścia na PG wielokrotnie. Najpiękniejszy dzień miał nadejść 14 września. Zaczęliśmy od objazdówki po polach aż zauważyliśmy siedzące ptaki. Podeszliśmy bliżej, by je policzyć i stanęliśmy na małej dróżce między polami, skąd mieliśmy dobry widok na całą okolicę. Ptaki wydawały się mało płochliwe, więc Tomek chciał spróbować sfotografować jednego samca. Kiedy podchodził, dostał w nagrodę za wytrwałość inną niespodziankę. Sowa błotna zerwała mu się niemal spod stóp! Serce nam mocniej zabiło – co za spotkanie! Tymczasem kobczyki zaczęły zlatywać się z każdej strony, siadały na drutach wysokiego napięcia, latały nam nad głowami aż w końcu, tuż przed zmierzchem, lądowały w przydrożnych drzewach-topolach. Liczyliśmy je, a one wciąż przylatywały, szukając miejsca na nocleg. Liczba ptaków rosła z każdą minutą, zaczęło się od kilku dziesiątek, a przed 17.30 mieliśmy już setkę. Rekord dla Śląska – na tym się skończyło – 171 kobczyków!!! To był szok, jeszcze długo nie mogliśmy uwierzyć w to, że uczestniczymy w historycznej chwili. Byliśmy w tym miejscu jeszcze kilkukrotnie, ale tego dnia, 14 września właśnie, trafiliśmy na szczyt koncentracji tego gatunku na tym terenie, następne dni pokazały nam, że ptaki ruszają coraz bardziej na zachód i wycofują się z naszego regionu. Nieprawdopodobne liczenie, niewiarygodna liczba, i jak zawsze nieziemska, bo przecież ptasia, opolska zgrana ekipa! 

 Tak to wyglądało... Fot. Tomasz Tańczuk (kobczyki z bliska), Fot. Agnieszka Tańczuk (kobczyki na drutach)
I jeszcze taka niespodzianka! Fot. Tomasz Tańczuk.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz