Święta, święta i po świętach. Za parę dni skończy się
rok 2015. Czas więc na podsumowania, a jest co podsumowywać. Wkroczyłam w ten
rok z 312 gatunkami, zostawiam go za sobą z 319. Dużo? Mało? Dużo!!! Gdy
przekroczy się magiczny próg „300”, każdy gatunek jest na wagę złota. Zaczęło
się w marcu od pelikana kędzierzawego, a skończyło na początku listopada na
bernikli obrożnej i to na naszej opolskiej ziemi! Spełniło się jedno z moich
ornitologicznych marzeń – byliśmy po raz pierwszy z Tomkiem na Lubelszczyźnie i
tam widzieliśmy „mszarnego” i gadożera! Wspaniały prezent na 10-tą rocznicę
ślubu! Złamała się też zła passa, klątwa „branty”, gdyż najrzadsza gąska na Śląsku
dołączyła wreszcie do mojej listy.
Stało się to za sprawą Mariana
Domagały. O tym, że widział berniklę obrożną na Otmuchowie dowiedziałam się
niestety dosyć późno, dawno po fakcie, ale Tomek pocieszał mnie, że i tak ptak
był widziany tylko w locie. Czas na gęsi był bardzo dobry, wędrówki, przeloty,
a pogoda jak marzenie. Właściwie to wiatr się wzmagał, a nad morzem ostrzeżenia
o sztormach i piękna obserwacja burzyka szarego. U nas też wiało, ale za to
słońce świeciło i nie było zimno. Marian zostawił nam znaki na ziemi, żebyśmy
wiedzieli, z której strony obserwował pokaźne stadko gąsek. Bernikle białolice
łatwo jest „wyhaczyć”, ale obrożna to mała gąska. Mieliśmy jednak szczęście,
Jest! Piękna! Mała czarna! Maciek, jego dziewczyna Sylwia, Marian i mój Tomek –
wszyscy ją widzieliśmy. Udało mi się zrobić zdjęcie stada, co prawda nie ma na
nim „branty”, ale są dwie „leukopki”. Wspaniały dzień!
Rok 2015 dał mi 8 nowych gatunków.
Pisałam już, że najbardziej cieszę się z puszczyka mszarnego i bernikli
obrożnej, ale nie mogłabym zapomnieć o niespodziankach! Największą z nich, o
której z pewnością żaden ptasiarz nawet nie pomyślał, była obserwacja pierwszej
dla Polski białorzytki saharyjskiej. KOSMOS! Były oczywiście nerwy – czas uciekał,
a ona odleciała gdzieś do lasku, ale odnalazła się, poprawiając nam wszystkim
humory. Dwa nowe ptaki z mojej „życiówki” obserwowałam w pobliżu Opola: wspomnianą
już berniklę obrożną (Otmuchów) i rybitwę popielatą (Nysa), co upewniło mnie w
przekonaniu, że nasze województwo naprawdę ma potencjał. Na zaroślówkę, czaplę
modronosą i pelikana kędzierzawego też nie musiałam jakoś bardzo daleko jechać –
ulga, ale już tak łatwo nie będzie. A jakie plany na 2016 rok? Może być pięknie
– został jeszcze ural, który spędza mi sen z powiek już od wielu lat, wydrzyk
ostrosterny – wstyd, że nie udało się go do tej pory zobaczyć podczas „seawatchingu”,
no i kolejne ornitologiczne marzenie – głuszec. Uciekły mi w tym roku dwa
żwirowce, przydałoby się z nimi zmierzyć. Oby pojawiły się tu i ówdzie
amerykańskie gatuneczki: markaczka czy świstun. No i oczywiście niespodzianki,
których nikt się nie spodziewa.
Zima na razie marna, bez śniegu, z
temperaturami koło 10 stopni powyżej zera. A ja wciąż mam przeczucie co do sowy
śnieżnej tej zimy. Czyli góry, morze, bardzo chciałabym odwiedzić znowu
Biebrzę, tak dawno tam nie byłam, tęsknię. I jeszcze Ujście Warty – dziewicza to
dla nas kraina, nieodgadniona, trzeba się tam wybrać. Pożyjemy, zobaczymy…
Najpierw dzieci wyleczymy.