poniedziałek, 13 lipca 2015

Czerwiec na bogato

             
              „W marcu jak w garncu”, „Kwiecień plecień, bo przeplata”, „w maju jak w gaju” – te przysłowia wyjęte z natury, przetłumaczone dla człowieka, żeby mógł on zrozumieć otaczający go świat i według niego żyć, idealnie wpisują się w kilka ostatnich miesięcy moich obserwacji ptaków. Marzec rzeczywiście był „w kartkę” – udało nam się zobaczyć po ciężkich bojach pelikana kędzierzawego, ale pogoda uniemożliwiła nam obserwację „pełną gębą”. Można by powiedzieć, że kwiecień był raczej „zimowy”, jeśli by wrócić do znanych powiedzeń, gdyż nie pojawił się na naszej liście „życiowej” żaden nowy gatunek. W maju było jak w gaju i to w saharyjskim ze względu na czarno-biały numer jeden dla Polski, ale do tego doszły żwirowcowe zawirowania. Maj to również VII Rajd Ptasiarzy, jakże szczęśliwy dla naszej drużyny Birding Poland – II miejsce!!!
                 Aż wreszcie nadszedł wyjątkowy czerwiec. W pracy gonitwa: wystawianie ocen na koniec roku szkolnego, tony sprawozdań, a nogi chcą w teren, zwłaszcza, że mamy uszy i oczy otwarte jak na prawdziwych obserwatorów przystało, no i włączone telefony komórkowe (PGL) jak na prawdziwych „tłiczerów” przystało. 
                 Zaczęło się 2 czerwca, we wtorek, jakby w odpowiedzi na Dzień Dziecka. Ja oczywiście w pracy i to na zebraniu rodziców, a tu już w słuchawce Tomek mnie goni – jedziemy na czaplę modronosą, która przebywała niedaleko Lublińca w sąsiednim województwie. Tak blisko, taki gatunek, nie mogliśmy nie pojechać. Zostało jeszcze parę godzin światła: ja, Tomek i Maciek Kowalski, jedziemy. Dotarliśmy na miejsce zadziwiająco szybko. Po drodze na grobli, minęliśmy kilku wędkarzy, z daleka zaś ujrzeliśmy grupkę obserwatorów. Patrzyli przez lunety, co dało nam nadzieję, że czapla siedzi, ale zaraz nadzieja zgasła, bo cała kolumna ze Staszkiem Czyżem na czele, ruszyła. Nie pozostało nam nic innego jak wyjść im naprzeciw, ale kiedy się już spotkaliśmy, Staszek nie miał dla nas dobrych wieści. Ptak odleciał – na szczęście niedaleko, w pobliskie trzciny. Co prawda nie dało się go sfotografować w taki sposób jak naszym poprzednikom, ale i tak mieliśmy radochę jak dzieci w pierwszy dzień wakacji. Poznaliśmy kilka nowych osób, w tym Krzysztofa Belika i chwilę porozmawialiśmy. Dziwnie się czułam elegancko ubrana na wyprawie, ale czego się nie robi dla takiego gatunku! Wielu pamięta Maćka Buchalika, który ubrany w garnitur wybrał się na dzierzbę czarnoczelną, a to tylko jeden z wielu przypadków. Jest to dowód na to, że prawdziwy ptasiarz nie cofnie się przed niczym, żeby jak najszybciej dotrzeć na miejsce – ubiór zaś nie gra roli.                  
               Minęło zaledwie osiem dni, kiedy Zawa „naczesał” na Zbiorniku Nyskim rybitwę popielatą. Widziałam już tego ptaka w Estoni, ale w Polsce nie udało nam się jej zobaczyć na Zbiorniku Jutrosin, chociaż byliśmy tam zaraz po tym, jak tylko dowiedzieliśmy się o obserwacji kilku osobników. To był piątek i, co w sumie nie w naszym stylu, nie od razu ruszyliśmy z Tomkiem do Nysy, chociaż nigdy nie myśleliśmy, że będzie nam dane zobaczyć tego ptaka tak blisko. Było już późne popołudnie, a właściwie wieczór. Dałam dzieciom kolację i wtedy coś we mnie drgnęło. A właściwie dlaczego nie weźmiemy dzieci ze sobą i nie pojedziemy tam? Tomek od razu się zgodził i ruszyliśmy. Dzieci świetnie się bawiły nad wodą w paleontologów wykopujących kości dinozaurów – te kości, to były zaschnięte kawałki skorupy spękanej od słońca ziemi, to się nazywa wyobraźnia! A my? A my „zaliczyliśmy” kolejny, piękny gatunek. 
              W czerwcu czekał na nas jeszcze jeden prezent: czapla modronosa na Dzień Dziecka, a na 10 Rocznicę Ślubu? 27, czyli dwa dni po naszej uroczystej, okrągłej rocznicy, odwiedziliśmy naszych „ziomków” z sąsiedniego województwa dolnośląskiego, gdzie w niepozornych krzaczkach śpiewała… zaroślówka! Nigdy nie zapomnę tego śpiewu, którego nie da się pomylić z żadnym innym. 
               I taki oto był ten czerwiec 2015. Jedyny taki. Kiedy ptasiarz przekracza magiczną liczbę 300 (a 3 przecież to cyfra magiczna dla wielu kultur), zdobyć nowy gatunek jest bardzo trudno, tym bardziej aż trzy w jednym miesiącu – 316 to moja obecna liczba, ale tyle jeszcze zostało do zobaczenia…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz