sobota, 31 maja 2014

Powrót po latach… (23.05.2014)



Jest wiele ptaków, o których, kiedy pomyślę, przeszywa mnie dreszcz. Niektóre są wielkimi rzadkościami, jak czajka stepowa, którą obserwowałam dwa dni przed narodzinami mojego starszego synka Gabrysia, inne są prawdziwymi klejnotami w koronie, jak pomurnik, jeszcze inne są tajemnicze, kryjące się w zmierzchu, obserwowane głównie nocą, jak sowy. Gatunek, który opiszę dzisiaj też jest ptakiem nocnym, wcale nie tak bardzo rzadkim, ani nie kolorowym, a jednak obcowanie z nim to czysta przyjemność i czyste emocje.
Michał Kruszona, w swojej książce Kulturalny atlas ptaków, którą dostałam od Michała Zawadzkiego (dzięki Kolego) podaje, że lelek kozodój, bo o nim mowa,  jest pod wieloma względami ptakiem magicznym. Po pierwsze, potrafi wtopić się w otoczenie, tak, iż staje się niemal, ale to jeszcze nie wszystko. Lelkiem kozodojem zwano dawniej złego ducha, diabła „robi wrażenie, jakby chciał wypatrzyć kozę, do której wymion przysysa się szeroko otwartym dziobem. Tak posilony przekracza lelek granicę świata duchów, aby zdać relację z tego, co zachodzi na ziemi wśród zwierząt i ludzi[1]”. Podobno ma mieć też coś wspólnego z błędnymi ognikami na bagnach. Wspaniale – uwielbiam takie klimaty.
A jak to wygląda z mojego punktu widzenia? Aż wstyd się przyznać, ale widziałam lelka tylko raz w życiu, 6 lat temu, kiedy byłam na początku mojej ptasiej drogi. W tym samym miejscu, zaliczyłam wtedy również słonkę. Cudownie się przekonać, że po tak długiej nieobecności, znowu obydwa gatunki dopisały w tych lasach. Najpierw nie mogłam go wyłuskać z grona innych leśnych głosów, do których, oprócz ptaków zaliczają się również ryczące daniele, nieodłączni piechurzy tego miejsca. Tomek z Maćkiem Kowalskim słyszeli lelka z oddali, ja natomiast jak zwykle odebrałam dźwięki nadawane przez nietoperze, ale lelkowego pasma, nie mogłam wychwycić. W końcu usłyszałam zarówno słonkę jak i lelka. Słonka ciągnęła tą samą trasą co przed laty, a lelek…  on jest nie z tej ziemi. Ni to sowa, ni to jerzyk, ni jaskółka, kiedy w locie zniżał się nad nami wydawał z siebie rozmaite odgłosy – ten, który zapamiętam do końca życia, to dźwięk, niczym przewijana taśma, kaseta magnetofonowa. Kilkukrotnie przysiadał na drodze parę metrów przed nami i czekał, a my wpatrywaliśmy się w niego niczym w obrazek, jakby zahipnotyzowani jego czerwonymi oczami. Chwilę polatał nad nami, zwołał też swoich kolegów i te nocne szybowce tańczyły w powietrzu, opowiadając jakąś nieznaną opowieść, o światach, do których ludzie nie mają dostępu. W tej jednak magicznej chwili, mogliśmy dotknąć tajemnicy, stać się jej częścią, uciec od codzienności, by wrócić do niej odmienieni, silniejsi, rozmarzeni…  


[1] Michał Kruszona, Kulturalny atlas ptaków, Poznań 2008.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz